Zaznacz stronę

 

Dziś do posłuchania:-)

Moje młodsze dziecko poszło do przedszkola. Dzień pracy skrócił mi się dramatycznie – gdy odwożę córkę, pracę zaczynam o 10:00, a o 13:00 stoję pod jej salą, bo właśnie kończy się obiad. Za moment rozpocznie się leżakowanie i panie poprosiły mnie, żeby – jeśli mam taką możliwość – odbierać dziecko wcześniej. Bo moment poobiedniego luzu napina je do granic możliwości. Bo warto dać jej czas na oswojenie się i nabranie zaufania.
Po to pracuję na swoim, żeby mieć tę elastyczność, prawda? No więc ją mam. Ale nie czarujmy się – 3-godzinny dzień pracy, zwłaszcza na powakacyjnym starcie, to bardzo, bardzo mało. I pewnie tak będzie jeszcze przez chwilę.
Po co o tym piszę? Bo zdarza mi się czasem porównywać dochody moje i męża – i wściekać się na siebie za miejsce, w którym jestem. Mieć do siebie żal, że za mało wnoszę. Brać na siebie wszystko w domu, bo przecież on przynosi większe pieniądze. Nie dawać sobie prawa do wsparcia i jeszcze mniej do odpoczynku. Myśleć, że mniej mi się należy. Zgadzać się na świat, w którym wysokość pensji jest w dziwny sposób związana ze smakiem władzy. Nadspodziewanie łatwo umniejszać wartość tego, co robię – bo to przecież nic takiego i robi to niemal każda kobieta w tym kraju.
Zdarza mi się zapominać o tym, jak w sumie fajnie było mi iść jak burza do przodu, gdy nie miałam dzieci i na tym parciu do przodu skupiałam się w stu procentach. Nie doceniać, ile energii wymaga ogarnianie wielowątkowego zaplecza, za które nie wpada na konto większa kasa. Nie myśleć o tym, jak bardzo energochłonne jest wychowywanie dzieci i wspieranie ich w ważnych dla nich momentach życiowych przełomów. Jasne, że jedno spojrzenie TYCH oczu warte jest każdego wysiłku, ale nie zmienia to faktu, że wysiłek jest niemały. Porównywać się czasem z tymi, które idą szybciej, robią więcej i lepiej.
Dzisiaj jednak chcę inaczej. Dzisiaj chcę sobie podziękować za to, że choć czasu na pracę zrobiło się jak na lekarstwo, daję radę. Że robię, ile mogę. Że się nie poddaję. Że może chwilowo pełzam, ale jednak do przodu. Że jeszcze ogarniam. Że właśnie zwolniłam, bo robię mega ważną rzecz – wspieram człowieka w budowaniu bezpiecznego obrazu świata. Chcę podziękować sobie i światu, że mogłam tak wybrać – doceniam ten luksus. Chcę ciepło pomyśleć o innych mamach, które dziś stają na głowie, żeby wycisnąć z dnia, co się da.
Wiem, jak wiele jest kwestią wyboru. Pamiętam, kiedy za mega pieniądze zasuwałam w korporacji. Nie dało się tego jednak pogodzić z byciem mamą, jaką chciałam być. Przynajmniej ja nie umiałam. Pamiętam czasy, kiedy prowadziłam agencję PR i zatrudniałam ludzi. Miałam więcej czasu i pieniędzy, ale nie opuszczało mnie napięcie i czujność. Wiem też, jak to jest postawić na siebie i zarabiać na swojej twórczości i osobistym talencie. Czasami cudownie, a czasami strach zagląda w oczy, bo chwilowo potrzebuję mojej energii gdzieś indziej. Jasne, że wiele da się zautomatyzować. Pewnie, że można zainwestować i rozmaite obszary powierzyć wybranym, zaufanym osobom, które stają się wspaniałym wsparciem. To super moment, ale trzeba odwagi, aby w niego wejść. I tej odwagi nam życzę!