Niewiele rzeczy budzi we mnie tak powtarzalny i regularny opór jak Sylwester. Ta konieczność radości na gwizdek, konieczności zrobienia czegoś (koniecznie spektakularnego), zadbania o miejsce, otoczenie, siebie i wykrzesania z siebie odpowiedniej dawki radości i entuzjazmu była zawsze dla mnie obciążająca. Wielkie wyjście? Szykowanie się? Szampańska zabawa? To nie dla mnie. Nie lubię, nie potrzebuję. Chcę inaczej, po swojemu, kiedy indziej…
Dopiero całkiem niedawno połączył mi się ten opór z niechęcią do zamykania i przechodzenia w nowe. Utworzył piękną całość ze wszystkimi niezrealizowanymi postanowieniami, niespełnionymi planami, porzuconymi decyzjami. Doprawioną lękiem. I przymusem nieustannego wybierania. Pomiędzy wpływem i brakiem wpływu. Rutyną i rozwojem, przyjmowaniem i tworzeniem. Niechęcią do narzuconych rytuałów i potrzebą rytuału. Odpuszczaniem i zawalczaniem.
I zamiast wchodzić w narzekanie, że znowu tylu rzeczy nie zrealizowałam i podcinać sobie skrzydła ograniczając się w marzeniach i planowaniu zdecydowałam, że przyjrzę się też jasnej stronie mocy. Docenię, obświętuję. A co trzeba – opłaczę.
I dzięki temu dokonałam 3 ważnych odkryć. Dość oczywistych, a jednak dla mnie cennych i wnoszących:
- Nie ma się czym martwić. Bo jeśli martwię się czymś, na co nie mam wpływu to martwienie się niczego nie zmieni i lepiej je odpuścić. A jeśli martwię się czymś, na co mam wpływ, lepiej się zająć tym, na co mam wpływ, by powód do zmartwień zniknął.
- Nawet, jeśli nie uda mi się zrealizować tego, co sobie postanowię, i tak się zmieniam, wskakuję na jakiś nowy poziom, idę do przodu (w minimalistycznej wersji choćby o liczbę posiadanych lat). Bo nawet, jeśli się cofam, to tak, jakbym szła do tyłu w jakimś długim jadącym pociągu, który jedzie niezależnie ode mnie – i tak ruszam do przodu.
- Nawet, jeśli zmiany, które przychodzą z nowym rokiem, są zmianami niechcianymi, i tak mogą przynieść coś dobrego. I mam na to realny wpływ: im szybciej zabiorę się za opłakiwanie strat i świętowanie osiągnięć, tym szybciej odczuję ich pozytywne skutki.
A to wszystko przekłada się na to, że
niezależnie, co się wydarzy, i tak będzie dobrze.
(albo źle, jeśli tak zdecyduję).
Słusznych decyzji i umiejętności pozytywnego spojrzenia na wszelkie zmiany na ten nowy rok życzę sobie i Tobie na wszystkie 366 dni. I nocy :-).
We wtorek 5 stycznia organizujemy bezpłatny webinar „Nowy rok, ta sama ja”. Będziemy świętować i planować. Spotkamy się? Zobacz więcej.