Czy można żyć z pracy, którą się kocha?
A więc to o to chodzi?! To właśnie pomyślałam, kiedy odkryłam dlaczego, pomimo naprawdę dużej ilości pracy i zaangażowania, mój bilans finansowy na koniec miesiąca nie był taki, jakbym chciała. Przecież naprawdę się starałam! Z natury jestem obowiązkowa, więc jako swój własny przełożony byłam dla siebie wymagająca. Kiedyś, gdy pracowałam w korporacji, mój niemiecki szef mawiał: „Ja jestem Niemiec, ale pani to jest Gestapo”. I miał rację:-) Dbanie o równowagę ciągle stanowi dla mnie problem, kiedy jakaś sprawa nie jest domknięta do końca. No i przecież zajmowałam się tym, co kocham. Wkładałam w to duszę, serce i pieniądze. Czyli, jeśli wierzyć obietnicom „Sukcesu”, kosmos powinien mi sprzyjać, a jeden przelew (w rubryce MA, a nie WINIEN) ledwo nadążać za drugim. A jednak wcale tak nie było!
Czyżby rację mieli wszyscy rozsądnie myślący, hojnie wspierający mnie radami w stylu: „zejdź na ziemię”, „nie ma szans się przebić w dzisiejszych czasach”, „przestań się bawić i lepiej wróć do normalnej roboty”?!
Zrobiłam rachunek sumienia. Zaczęłam zapisywać wszystko, co robię każdego dnia. Sprawdzałam, czy może z lęku nie uciekam w czynności zastępcze. A może pracuję w niezgodzie z jakimś biorytmem? Za mało? Za dużo? I nagle mnie olśniło. Naprawdę robiłam to, co kocham. A kocham rozmawiać z ludźmi, pisać, dzielić się z innymi i wspierać ich. Założyłam emagazyn. Przeprowadziłam wiele wywiadów. Napisałam sporo artykułów. Byłam świetnym – mam nadzieję, że nie tylko ja tak myślę:-) – backofficem. Uwielbiałam prowadzić warsztaty i coachingi. Problem polegał, że robiłam TYLKO TO. Jakbym zupełnie zapomniała, że praca, jak mówi definicja, to „świadome czynności, polegające na wkładaniu wysiłku człowieka dla realizacji zamierzonego celu”. Moim celem z pracy, prócz satysfakcji, są pieniądze. Przecież inaczej to, co robię, nazywałoby się nie pracą, a hobby, prawda? Tylko że ja prawie w ogóle nie wykonywałam świadomych czynności w celu zarabiania pieniędzy. A jeśli się marzy robić to, co się kocha i chce się z tego żyć, nie da się uciec od pracy na rzecz pozyskania pieniędzy! Co w biznesie przynosi pieniądze? W moim Klienci:-) Albo nadzieja innych, że dzięki mnie zarobią swoje pieniądze, czyli reklama. Musiałam przed sobą samą przyznać, że w celu pozyskania Klientów oraz Reklamodawców przebywałam w innej, niż dobrze prosperujące biznesy, rzeczywistości. W zasadzie bazowałam głównie na tym, że skoro to, co mam do zaoferowania jest dobre, sprzeda się samo. Kiedy się sprzedawało, dawałam z siebie naprawdę dużo i miałam z tego wiele satysfakcji. Czyli robiłam to, co kocham. Ale biznes leżał odłogiem (no, z dużą niechęcią dbałam jeszcze o dostarczenie dokumentów do księgowej. Dziękuję, Pani Moniko, za cierpliwość!).
Teraz już wiem, że podstawowe zasady są inne:
- Jeśli chcę żyć z tego, co kocham robić, muszę zadbać o to, dzięki czemu mogę z tego żyć. Czyli o sprzedaż.
- Największym aktywem mojego biznesu są moi Klienci (Peter Drucker).
- Nie ma sprzedaży bez Klientów.
- Im mniej wystarcza mi na życie z tego, co kocham robić, tym więcej czasu muszę poświęcić na sprzedaż i wsparcie sprzedaży (nauczyciele biznesu twierdzą, że nawet jeśli biznes jest bardzo rentowny, czas na sprzedaż i jego wspieranie nie powinien być mniejszy niż 20%).
- A ile trzeba sprzedać, aby z tego żyć? Każdy ma inne potrzeby i cele, i to właśnie one (oraz świadomość kosztów) powinny być podstawą do wyliczenia, ile muszę sprzedać. Kiedy już wiem, ile potrzebuję (pamiętaj o odliczeniu stałych kosztów, podatków oraz VATu, jeśli jesteś jego płatnikiem, a także o co najmniej 10% zapasu), łatwo wyliczam, ilu Klientów (lub reklam) potrzebuję, aby osiągnąć mój cel przy obecnych stawkach.
- Następnie zastanawiam się, gdzie tych potencjalnych Klientów spotkać i sobą zainteresować. Sprawdzam koszt dotarcia do Klienta (czyli ile kosztuje mnie dany pomysł i do ilu Klientów pozwoli mi dotrzeć) i wybieram te aktywności, które uznam za najefektywniejsze. W moim przypadku to te, w które inwestuję głównie mój czas, nie pieniądze.
- Ale pamiętam, że czas to pieniądz i że muszę go zaplanować w swoim roboczym kalendarzu.
- Pamiętam, że jestem tylko człowiekiem, więc mogę się pomylić. Sprawdzam, co działa, a co nie.
A jak to działa u Ciebie? Napisz w komentarzu:-)