Zaznacz stronę

Co myślisz, kiedy słyszysz o 10-letniej dziewczynce, która do grupy milionerów dostała się własnymi siłami? Jak byś się miała w sytuacji, gdyby taka historia zdarzyła się Twojej córce? Albo synowi?

Jako pasjonatka relacji z pieniędzmi i jako mama nastolatki nie pozostałam obojętna na zapowiedź programu zagranicznej stacji na temat 10 letniej milionerki własnej roboty. Podobnie jak ponad 1,5 tys. innych osób, które zabrały głos w dyskusji pod filmem.

W komentarzach pod filmem dużo emocji – od zachwytu nad pewnością siebie przez powątpiewanie, czy na pewno to jej zasługa przez narzekania, jakie to niesprawiedliwe, że jednym się wiedzie, a innymi nie.

A ponieważ i ja oglądałam film z mieszanymi uczuciami, za to pamiętając, że emocje są cudownym sygnałem o ważnych potrzebach, zaspokojonych lub nie, postanowiłam się im przyjrzeć.

Całego programu nie widziałam, opieram się na zajawce, którą możesz zobaczyć tutaj, i na przyglądam się emocjom na podstawie tego, co zarejestrowałam, a mianowicie:

  • dziewczynka ma 10 lat i 3 firmy
  • projektuje ubrania, nie wykluczam, że dla dzieci/nastolatków, ale chyba też dla dorosłych
  • pojawiła się na okładkach kilku magazynów modowych
  • wygląda na pewną siebie i szczęśliwą
  • zajmuje się biznesem w weekendy, a w tygodniu chodzi normalnie do szkoły.

Pierwsza rzecz, jaką namierzyłam u siebie w reakcji na film to zachwyt, radość i satysfakcja – to przecież cudowne w wieku 10 lat mieć zarobiony milion. Wiele bym się spodziewała po takim początku kariery (bo ta wszak zazwyczaj się rozwija :-)).

Poza tym, to kolejny dowód na to, że można robić to, co się kocha i zarabiać na tym duże pieniądze. Niezależnie od wieku. A takich dowodów potrzeba, gdy mierzymy się z przekonaniami o tym, co trzeba, co powinnyśmy i co można. A ja się mierzę z nimi i prywatnie, i zawodowo.

Taka historia jest też potwierdzeniem motta, które lubię: Idź za pasją, a sukces pójdzie za Tobą. Film sugeruje wszak, że się dziewczynka realizuje, że projektowanie sprawia jej przyjemność, a sukces jest konsekwencją i rezultatem rzeczonej pasji. (Nawet, jeśli rzeczywistość jest inna, na taki obraz odpowiadam radością).

Mam też trochę zazdrości – tej pozytywnej, motywującej. Po prostu też bym tak chciała dla siebie, czy mojej córki. Żeby to, co robię i co kocham, przekładało się na takie pieniądze. Żeby mieć trochę więcej Midasowych umiejętności. Może nie przez całą dobę, bo to, jak pamiętam z mitologii, niezdrowe, ale choćby przez 3 godziny dziennie, w dni robocze i po godzince w weekendy :-). Żeby marzenia się spełniały, kariera rozwijała, a pieniądze nie były kwestią.

Ale jak już te 'pozytywne’ emocje wybrzmią, dochodzą mi do głosy również te mniej komfortowe:

Po pierwsze: niedowierzanie, że obrazek, o którym piszę jest pełny i że jest tylko pięknie. Bo po pierwsze, mam głęboko wbudowane przekonanie, że księżyc ma też ciemne strony. I że to dobrze, bo przez kontrast można docenić te jasne. I w tej sytuacji zastanawiam się, jakie są koszty zarobienia miliona w wieku 10 lat?

Do głowy od razu przychodzą mi inne szybko wzbogacone dzieci i ich dalsze losy: Shirley Temple, Michael Jackson czy Britney Spears. Szybki sukces i sława nie przełożyły się na spełnienie i szczęśliwość w dorosłości. Nie wiem, na ile ich historie są reprezentatywne, nie mam dostępu do przykładów, w których młodzi milionerzy żyli długo i szczęśliwie. Mam w związku z tym podejrzenie, że najlepsze sukcesy to te adekwatne do możliwości ich przyjęcia. Tak, żeby udało się je udźwignąć. I nie mam przekonania, że chciałabym, żeby moja córka zarabiała w milionach w wieku 10 lat. Choć cały czas lekkość zarabiania jest dla mnie wartością.

Ważne jest dla mnie, żeby dzieci miały czas być dziećmi. Żeby mogły bawić się bez sensu i bez celu i nie myśleć o wszystkim w kategorii projektu biznesowego. Wiem, jak takie doświadczenie procentuje w dorosłym życiu, jakim bogactwem jest umiejętność cieszenia się dla samej radości. I jakim brakiem jest brak tej umiejętności.

Czy ta dziesięciolatka ma czas tych umiejętności nabywać? Nie mam pojęcia. Podejrzewam, że bycie dzieckiem  może nie być dla niej tak ważne jak radość z zarabiania, ale może to tylko moje uprzedzenia. Wszystko pewnie zależy od tego, jacy są jej rodzice i jaki mają finansowy stan umysłu

W zapowiedzi programu pojawia się stwierdzenie, że projektowaniem zajmuje się tylko w weekendy, a w tygodniu normalnie chodzi do szkoły. I że kocha tę pracę bo dzięki niej dużo podróżuje i poznaje mnóstwo przyjaciół.

I tu znowu pojawia mi się pytanie, na ile przełączanie się z życia dziecinnego w tygodniu w dorosłe w weekend sprzyja harmonii? Na ile przyjaciele, jakich spotyka są przyjaciółmi, na których można liczyć, a na ile tymi, którzy liczą i kalkulują… Tego nie wiem, ale chciałabym, żeby każda córka miała nie więcej na swoich barkach niż jest w stanie unieść. I żeby umiała rozpoznawać, kto się z nią przyjaźni dla niej a kto dla tego, że to się opłaca. I żeby nabywanie tej umiejętności było adekwatne do jej możliwości.

Kolejny mój niepokój w związku z filmem dotyczy tego, czy taka dziewczynka ma czas być po prostu małą dziewczynką, która czegoś nie wie, potrzebuje pomocy, szuka, eksperymentuje, złości się, ponosi porażki? Czy takie bycie jest dla niej atrakcyjne? Akceptowalne? Czy nie wchodzi w rolę starej maleńkiej, która musie wiedzieć, decydować, nadawać kierunek?

Dla mojej córki chciałabym, żeby miała doświadczenie bycia taką małą, czasem nieporadną a czasem po prostu dziecinną dziewczynką. Bo to dla mnie kolejne po dziecięcej radości doświadczenie, które stanowi o bogactwie. Tym bogactwie, któremu pieniądze nie przeszkadzają, ale którego nie warunkują. I żeby będąc dorosłą umiała przełączać się czasem w ten tryb.

Zastanawiam się też, czy pewność siebie i poczucie wartości nie jest u tej dziewczynki uwarunkowane wyłącznie tym, że odniosła sukces.  Nie mam problemu z tym, by sukces był źródłem poczucia wartości. Ale nie chciałabym by było to źródło jedyne. Bo poczucie własnej wartości oparte na sukcesie jest zależne i uwarunkowane od zewnątrz, a zatem poza naszym wpływem – pierwsza większa porażka może je zrównać z ziemią.

Dla mojej córki poproszę o poczucie wartości wieloźródłowe, czerpane z tego, kim jest, co potrafi, co umie i osadzone na przekonaniu, że jest wartościowa (a przy okazji też kompletna, bezpieczna, kochana i zdolna do miłości) z tego powodu, że jest. Z tego powodu, że przyszła na ten świat i pewnie ma na nim jakąś rolę do odegrania czy zadanie do wykonania. I że jest wartościowa mimo swoich niedoskonałości, braków, czy rzeczy które zrobiła, czy których nie zrobiła.

I to, o czym mi mówią moje emocje odnosi się do jednej, bardzo ważnej mojej potrzeby: Chciałabym, żeby moja córka umiała rozpoznać co dla niej ważne i iść za tym i by wiedziała, że nie wszystko to, co ważne i wartościowe musi być powiązane z pieniędzmi. Żeby to była opcja jedna z wielu, a nie jedyna. Choć pieniędzy też dla niej chcę. Liczonych w milionach, bo kiedy będzie to wiedziała, sukces jej nie popsuje. Jednym słowem – życzę sobie dla niej, by miała ciastko i je zjadła. I wierzę, że to się da zrobić.

A co Ty myślisz lub czujesz widząc 10 letnią milionerkę?

Daj znać!

 

 

Zobacz, jak rozmawiać z dzieckiem o pieniądzach. Weź udział w 10-dniowym wyzwaniu.