Zaznacz stronę

Mężczyzna z kilkuletnim synkiem czekając na kogoś przed centrum handlowym zajadają się czymś. Mężczyzna mówi:

'Ależ to dobre! Jej takie drogie, ale dobre!”

Dużo w tym było uznania i delektowania się, ale też zaskoczenia czy zdziwienia, że coś drogiego może być aż tak dobre.

Taka urocza scenka skłoniła mnie do szybkiego rozważenia, jak to jest z relacją drogości do dobrości.

Przyszły mi natychmiast na myśl

  • lody we Florencji za 15 euro  – o cenie dowiedziałam się przy płaceniu, to, co myślałam, że zapłacę okazało się oferta na coś innego. Były pyszne, ale nie byłam szczęśliwa, że się dałam zrobić jak pierwsza lepsza turystka (choć nią byłam).
  • Stella Artois (chyba) – piwo, które swojego czasu, nie wiem, jak teraz, reklamowało się jako najdroższe z piw na świecie i wokół ceny rozwijało komunikację marketingową – smakowało jak zwykłe piwo, byłam rozczarowana
  • kawa Kopi Luwac – ta uwielbiane przez bohatera 'Póki goni nas czas’ kawa o szczególnym procesie pozyskiwania. 50g kosztuje ok. 150 PLN, za filiżankę zaparzonej zapłaciłam 38 PLN. W sumie kawa jak kawa, na co dzień bym się na nią nie zdecydowała (nie tylko z powodu kosztów), ale rozumiem, że jej cena ściśle wiąże się z trudnością w pozyskiwaniu (ziarna wydobywa się z odchodów cywety – indonezyjskiego drapieżnika żywiącego się ziarnami kawowca, czyści się je, a potem tradycyjnie wypala. Soki trawienne zwierzęcia zmieniają jej smak).
  • pięciogwiazdkowy hotel, w którym spałam kiedyś służbowo – byłam zachwycona, bo wszystko było takie jak lubię i potrzebuję, a wszystkie moje potrzeby zaspokojone. (Nieustannie sprawdzam, czy byłabym skłonna zapłacić za ten nocleg z własnej kieszeni :-))
  • mocno wypasiony wyjazd narciarski (opłacony z własnej kieszeni), na którym wszystko było tak, jak by mogło być najlepiej, a może nawet bardziej i po którym wróciłam pełna energii, wypoczęta z nowymi umiejętnościami narciarskimi i nową wiedzą o sobie. (Nieustannie pytam się, ile razy jeszcze chciałabym na taki wyjazd pojechać).

Gdzieś jest połączenie, że drogie rzeczy są szczególne, wyjątkowe. Ale też nie jest to jedyne połączenie.

O tej szczególności i wyjątkowości produktów  drogich, czy, inaczej rzecz biorąc premium, zapewniają nas reklamy sugerujące, że dzięki droższym produktom można poczuć się naprawdę luksusowo, sprawić sobie (lub innym) szczególną przyjemność, podkreślić swoją wyjątkowość.

Często w tym kontekście przypomina mi się dziewczynka z mojej podstawówki. W szarych czasach PRLu była prawdziwą szczęściarą, bo jej rodzice mieszkali za granicą i przysyłali jej mnóstwo fantastycznych rzeczy. Kolorowych, atrakcyjnych, niespotykanych i, jak na nasze ówczesne warunki, niebotycznie drogich. (Pamiętam dżinsy, które kosztowały wtedy tyle, ile moja mama zarabiała miesięcznie).

Dziewczynka czuła się szczególnie i wyjątkowo, taka też była – łatwo wyróżniała się z tłumu. I miała mnóstwo przyjaciół i znajomych. Okropnie jej nie lubiłam. Dziś wiem, że to była zazdrość…

Z dzisiejszej perspektywy, mniej ją widzę jako szczęściarę i mniej cenię i tych przyjaciół i jej wyjątkowość. Ciekawa jestem nawet, jak dziś wyglądają jej relacje z pieniędzmi i ludźmi.

Mając ją w pamięci (i pewnie w nieświadomym) buduję swoją wyjątkowość w oparciu o to, co wypływa z moich kluczowych wartości. I niekoniecznie musi to być powiązane z szeroko rozumianym prestiżem czy statusem. A ponieważ potrzeba wolności jest moją kluczową wartością, wybieram wolność od gadżetów i zewnętrznych sposobów dowartościowywania się. (Te ostatnie wprawdzie lubię, doceniam i chętnie widzę je w moim otoczeniu, ale to nie z nich buduję i wspieram swoje przekonanie, że fajna ze mnie kobieta).

Zerknij na listę budżetowych rzeczy, które kupujemy – opisane w tym poście.

Ale, wracają do drogich rzeczy:

Jak to jest z drogimi rzeczami?

W założeniu, ponieważ są one rzadsze, sprawiają, że czujemy się kimś specjalnym. Nie składnikiem szarej masy, ale kimś, kto się wyróżnia (bo może zasługuje? jest inny, lepszy?). Inaczej patrzy się na człowieka, który wysiada z bardzo drogiego i dużego samochodu, a inaczej na kogoś, kto jeździ starym autem. A w zasadzie inaczej się patrzy na to auto, bo człowieka czasami trudniej dostrzec :-)

Drogie rzeczy bywają narzędziem do wywierania wpływu – aspirując do nich, często jesteśmy w stanie dużo zrobić, poświęcić. Mam znajomą, która zwykle przy rodzinnych negocjacjach zgadzała się na różne ustępstwa za cenę wspólnego wyjścia z narzeczonym do drogiej restauracji. Dlaczego tak? Ano, tłumaczyła, że jak on wyda dużo w knajpie, to go zaboli tak samo jak ją boli, że on robi coś bez niej i będą kwita. (Oboje lubią chodzić do knajp, więc wysokość rachunku była głównym czynnikiem równoważącym)

Często też rzeczy, za które płacimy więcej, dają nam więcej komfortu. Bo są lepiej obmyślane, zaprojektowane, wykonane. Przyjemniej się z nich korzysta, powodują mniej zamieszania, sprawiają mniej kłopotu (bo się na przykład mniej psują). Mój mąż  na przykład z założenia nie kupuje używanych samochodów, nawet jeśli miałoby się to wiązać z faktem, że rzadziej je zmienia i nie naprawia ich samodzielnie, nawet jeśli usterka jest drobna. Bo ma wspomnienie psujących się samochodów i taty grzebiącego całymi dniami w samochodzie, który w wyniku tych działań działał, ale o tyle, o ile. Jest gotów wydać więcej, by mieć coś dobrego.

Z drugiej strony ten komfort może być mylący. Jeśli wybierzesz droższą (drogą?) rzecz, może się okazać, że właśnie zafundowałaś sobie trochę stresu.

Na przykład drogi samochód – kiedy uczyłam się jeździć, miałam nowe auto. Nie zliczę, ile razy płakałam czy wściekałam się na siebie, że je porysowałam przy parkowaniu. Było piękne, nowe i konsekwentnie przeze mnie rysowane. Dużo więcej komfortu miałabym gdyby to się działo przy jakimś piętnastoletnim samochodziku.

Drogi rower – jeździ się nim cudownie, ale gdy chcę zostawić pod szkołą, przy metrze lub gdzie indziej i udać się na zakupy mam dylemat – co  będzie, jak ktoś się na niego skusi? Oceniam wprawdzie, że kradzieże rowerowe są mniej powszechne niż w Amsterdamie, ale i tak serce czułoby się bardziej komfortowo, gdyby potencjalna strata nie była tak duża. (Przecież kocham mój rower i nie chcę go stracić. Ale czy to znaczy, że mam go nigdzie nie zostawiać?).

A dlaczego drogie rzeczy są drogie?

Niewykluczone, że dlatego, że są dobre.

Ale w przy takiej konstatacji przypomina mi się motto z czasów dawnych, głoszące, że

tanie wino jest dobre bo jest tanie i dobre’

To, co stanowi, ze coś jest dobre, jest bardzo względne, zgodnie z tezą, ze punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

Na to, ile coś kosztuje wpływ ma wiele czynników:

  • koszty wytworzenia (przy czym niekoniecznie coś, co jest wytwarzane drogo z automatu jest lepsze => patrz polski węgiel)
  • efektywność: produkcji, dystrybucji
  • umiejętności negocjacyjne i biznesowe na każdym etapie produkcji
  • filozofia biznesu właścicieli marki =>
  • postrzegana wartość w oczach nabywców => wiesz, że niektóre drogie marki wytwarzają swoje produkty w tych samych fabrykach co tańsze sieciówki? Płacą porównywalne pieniądze szwaczkom, a różnice w cenie produktu końcowego wykorzystują na droższe kanały dystrybucji, większe nakłady na promocję i pozostałe elementy marketingu.

Decydując o tym, co kupujemy decydujemy o wszystkich elementach mieszanki marketingowej. Jakość produktu i korzyści, jakich on nam dostarcza jet tylko jednym z nich.

Drogie rzeczy zatem również:

  • fundują nam pewną bajkę, czy mit, który niekoniecznie musi być zgodny z prawdą. => coś jest drogie, nie dlatego, ze dobre, ale dlatego, że ktoś ma wyższe marże, wyżej się ceni, albo ma wyższe koszty produkcji. Dotyczy to zarówno polskich kopalni, jak i producentów Kopi Luwac
  • mogą sprzyjać etykietkowaniu (dobrym jest ten, kto stosuje markę czy produkt X, a mniej interesującym kto wybiera marki czy produkty Y
  • mogą ograniczać nam wybór, a przez to naszą wolność => znam osobę, która zdecydowała się na bardzo drogi samochód głównie po to, żeby robić wrażenia na swoich klientach, gdy podjeżdża pod ich biuro. Podobno dzięki temu idzie jej biznes. A narzekania, ile ten smok pali i jak jest drogi i niewygodny w eksploatacji przecież u klienta nie słychać. :-)

Czy warto zatem kupować drogie rzeczy?

O mojej filozofii radzenia sobie z tą kwestia napiszę w następnym odcinku, a wcześniej chętnie posłucham, co Ty o tym myślisz? Kupujesz drogie rzeczy? Daj znać!

Polecamy nasz ebook 'Jak dogadać się z własnym budżetem?!’. (Kliknij, by przejść do opisu)