Bywają relacje, w których trwamy, mimo, że nam nie służą. Zdarza się, że nie tylko w nich trwamy, ale jeszcze dużo robimy, by je utrzymać i sprawić by trwały. Czasami w ogóle nie zadajemy sobie pytania, po co nam one i czy przypadkiem nie byłoby lepiej dla wszystkich, gdyby się skończyły.
Całkiem niedawno zaangażowałam się w organizację, której idea przewodnia mocno do mnie przemawiała. Współpraca, wspieranie się, wspólne działanie – tego mi było potrzeba. Na początku byłam zachwycona i zaangażowana, ale z czasem entuzjazm zaczął opadać, a z nim i zaangażowanie. Okazało się, że nie nadążam, nie jestem w stanie sprostać oczekiwaniom. albo, że nieadekwatnie alokowałam czas i uwagę i wyszło, że się nie angażuję. Stało się, że moja strusia natura doszła do głosu i przestałam się angażować. Odpuściłam i stwierdziłam, że to jednak nie to, czego szukałam. Nie podjęłam też żadnego działania, by z organizacji się wymiksować, na zasadzie, niech się dzieje.
I wszystko było OK do momentu weryfikacji. Kiedy ogłoszone zostało, że nadchodzi czas weryfikacji członków, zrobiło mi się zimno. „Rety, zaraz mnie wywalą! Co ja zrobię?!” (Bardzo logiczne, prawda?). Zaczęłam szukać sposobów, żeby się nie dać wyrzucić. Może zrobię jeszcze to, może tamto…
Przestraszyła mnie myśl, że będę wyłączona ze społeczności w której być nie chcę, z której praktycznie sama się wyłączyłam. I było mi przykro i smutno. Chore?
Niekoniecznie.
Bo co będzie jak mnie wykluczą?
Chłód i strach minęły, gdy usłyszałam pytanie, które przewijało mi się w głowie: „Co będzie jak mnie wywalą”. Kiedy je uchwyciłam, okazało się, że nie będzie nic szczególnego. Mniej powiadomień z grupy na FB i mniej potencjalnych oferowanych możliwości. Z których i tak nie korzystałam. Bo ich de facto nie potrzebuję. I może jeszcze pytanie, dlaczego czekałam, żeby to oni mnie, a nie wyszłam sama, choć wiem że mogłam i mimo, że były osoby, które tak robiły.
Kiedy relacja się kończy, jest smutno i przykro. Nawet, jeśli to nie był dobry związek. Kiedy kończy się praca, bywa trudno. Nawet, jeśli było w niej ciężko. Kiedy odchodzi klient, kończy się jakaś grupa czy to towarzyska czy zawodowa, jest szkoda. Bo lubimy przynależeć. Lubimy trwać. Obawiamy się zmian, Bo to, co znane, nawet jeśli niedobre, jest bardziej komfortowe niż to, nowe, nieznane.
Potrzeba przynależności. Mamy ją żywą od urodzenia. To dzięki niej byliśmy w stanie przetrwać – bo samodzielności uczymy się przez długi czas. Jesteśmy zaprogramowani, by przynależeć, być w grupie. Lęk przed odrzuceniem jest bardzo silnym motorem naszego działania. Dużo jesteśmy w stanie zrobić, by dostać akceptację grupy, być jej częścią nawet jako dorośli, samodzielni i niezależni. Wiadomo, jedni bardziej, inni mniej. Ale to, co łączy nas wszystkich to to, że często nie sprawdzamy i nie zadajemy sobie pytania Po co mi to? Co zyskuję? Dlaczego to dla mnie takie ważne?
I nie chodzi o kalkulację i transakcyjne podejście do społeczności (czy mi się to opłaca). Ale o świadomość, co jest tym magnesem, o co tak naprawdę zabiegamy. Szczególnie, gdy jakaś relacja wiele nas kosztuje.
Maria – cudowna, mądra i utalentowana przedsiębiorczyni. Pełna pomysłów, entuzjastyczna i otwarta. Od nawiązania współpracy z pewnym klientem jej firma zaczęła dobrze prosperować. Klient ma tę przypadłość, że potrzebuje wszystkiego na już. Nauczona, że o klienta i relacje trzeba dbać, wszak stoją za nim pieniądze Maria dostarcza rozwiązań na już. Mimo, że wie, że cierpią na tym inne projekty, że wiąże się z tym praca do późnych godzin nocnych. W miarę, jak Maria dostarcza rozwiązań, wymagania klienta rosną. A w Marii rośnie myśl, że już tak dłużej nie chce…
Czasami przynależymy gdzieś z przyzwyczajenia. Nie zauważamy, że sytuacja się zmieniła, potrzeby, niegdyś palące, pozostają zaspokojone, co innego pojawia się na liście priorytetów, a my trwamy. Mimo niewygody, mimo narastającej frustracji. Bo nie zatrzymujemy się, żeby odpowiedzieć sobie na te ważne pytania, zmodyfikować działania, renegocjować umowy, odpuścić i pozwolić odejść sobie czy drugiej stronie. Zanim zrobi się kwaśno. Choć trudno w to uwierzyć, czasem zakończenie współpracy, mimo, że przykre, przynosi ulgę. Obu stronom.
Krótko po postawieniu sobie tych pytań Mara pożegnała się ze złotym klientem, solennie obiecując sobie, że już nigdy więcej się nie wda w taką relację biznesową. I niedługo potem zauważyła, że jej klienci to w 100% ludzie, z którymi cudownie jej się pracuje, a firma nigdy wcześniej nie miała się lepiej. Jedyne co ucierpiało, to czas, jaki Maria spędza w firmie – zaczęła wychodzić najpóźniej koło 18 zamiast po północy…
Zachęcam Cię dziś do spojrzenia na swoje relacje, organizacje i grupy do których należysz czy klientów, z którymi pracujesz.
Co dobrego Ci dają? Jakie twoje ważne potrzeby zaspokajasz w ten sposób? Zapisz to sobie, powiedz głośno, doceń to, co masz. To bardzo ważne, by te rzeczy dostrzegać i o nich mówić.
Czy są relacje, które więcej Cię kosztują? Jakie ważne potrzeby w nich zaspokajasz? Jakie Twoje ważne potrzeby pozostają niezaspokojone? Co możesz zrobić, by mieć z nich więcej?
Bądźmy w kontakcie, szczególnie, jeśli potrzebujesz wsparcia.
P.S. Kliknij tutaj, jeśli chcesz listę potrzeb i emocji – ułatwi Ci zadanie
Mamy dla Ciebie listę potrzeb, która ułatwi Ci zadanie. Prześlemy na maila, jeśli ją chcesz.