Zaznacz stronę

W którymś z odcinków Pingwinów z Madagaskaru Król Julian zarządził: „Na mój rozkaz macie się czuć bezpiecznie!”. Za każdym razem rozczula mnie ten tekst, gdy go sobie przypomnę.

A przypomniał mi się ten rozkaz ostatnio, gdy zbombardowała mnie kampania billboardowa „Polsko uwierz w siebie”.

Bo to brzmi jak hasło z tej samej bajki.

Nie odkryję Ameryki pisząc, że i poczucie bezpieczeństwa, i wiara w siebie są bardzo ważne i bardzo potrzebne. NIe tylko dziś.

Zawsze.

Żeby można było się rozwijać, rosnąć, realizować się. Kiedy ich nie mamy, tylko trwamy, wegetujemy, nie żyjemy w pełni. Nie odważamy się na ryzyko, nie próbujemy nowych rzeczy, więc nie rośniemy.

​Tylko, że nawoływanie do uwierzenia siebie jest tak samo bez sensu jak rozkazywanie, by się jakoś czuć.

To tak, jakby kazać komuś wykopać skarb nie dając mu koparki. Albo chociaż łopatki. I nie mówiąc o co chodzi. 
No bo niby jak mam to zrobić? I co to w ogóle znaczy?​


Moja praca w ramach Jestem Bogata kręci się wokół poczucia własnej wartości i wiary w siebie. Mogłabym powiedzieć, że idę po linii „Polko, uwierz w siebie”

Ale moja praca niewiele ma wspólnego z apelami Króla Juliana. I nie bardzo się nadaje na billboard.
Choć owszem, zdarzyło mi się, że do swojej klientki zawołałam „dziewczyno, weź w końcu uwierz w siebie!”

W obu przypadkach był to wyraz mojej bezradności i złości, że mimo swoich talentów, o których rozmawiałyśmy i o których słyszała od innych, mimo świadomości, ile może wnieść do świata wciąż się chowa i umniejsza, choć tak na rozum nie ma żadnego powodu.

I w jakiś magiczny sposób zaraz po takim wykrzyknięciu przychodziło do mnie przypomnienie, że poza rozumem jest jeszcze parę wymiarów. Które można oświetlić, rozpoznać i dotrzeć do tego, dlaczego wciąż jesteś tu, gdzie jesteś a nie tam, gdzie mogłabyś być, gdybyś tylko uwierzyła że możesz, żę masz prawo, że to jest ok być.

Na moje serce i oko wiara w siebie = wiedza o sobie.

Albo, inaczej, świadomość siebie. Swoich zasobów, talentów, swojego geniuszu. I swoich ograniczeń.
I nigdy nie jest tak, że albo masz tej wiary/wiedzy 0 albo 100%. Zawsze jesteśmy z nią gdzieś pomiędzy tymi wartościami. W niektórych obszarach bliżej 100, w innej oscylujemy koło 10.

A jak jest z tym u Ciebie?

Co jest Twoim geniuszem, gdzie potrzebujesz wzmocnienia?

Pytam serio.
Zatrzymaj się na chwilę i oprzyj wzruszeniu ramion, że jaki geniusz i o czym ja do Ciebie rozmawiam.
Każdy i każda z nas ma swojego geniusza (swoją geniuszę?). Czasami nieuświadomioną, a czasami zepchniętą gdzieś w kącik, no bo przecież.

Co jest strefą Twojego geniuszu?

To ważne pytanie, bo kiedy tę strefę znamy, jest dużo łatwiej.

Bo się nie musisz napinać, wysilać. Mrugasz okiem i rzeczy się dzieją. Wystarczy, że pozwolisz im się dziać, a sobie się do tego geniuszu podłączyć.

Ja mam tak na przykład, że mam 99,99% wiary w siebie jako coacha. (0,01 zostawiam sobie jako rezerwę, żeby moje ego nie odfrunęło w kosmos. A poza tym lubię mieć przestrzeń do rozwoju :-))

Wiem, że kiedy podczas sesji jestem w swoim geniuszu. Bycie w niej przychodzi mi z łatwością. Czuję wtedy, że coś mnie prowadzi – intuicja, siła wyższa, jakkolwiek TO nazwać. Umiem się pod to podłączyć.

I mam potwierdzenie z zewnątrz, od klientek, że to, co robię robi różnicę.

Ale jeśli chodzi na przykład o sprzedawanie oferty do biznesu, to zdecydowanie bliżej mi do dychy.
Sam pomysł, (podsuwany mi przez życzliwe mi osoby), żeby po prostu pójść i zaprezentować co mogę, bo mogę dużo, kieruje mnie pod kocyk, najlepiej miękki i obciążeniowy. Tutaj też wiem, że ja lubię i umiem sprzedawać, gdy mam z kimś zbudowaną relację, gdy mogę nie udawać kogoś kim nie jestem i gdy jest miejsce na mnie. Nie jest moim geniuszem przekonywanie czy pakowanie się do kogoś przez okno. I będę tego bronić jak smok.

To że wiem, gdzie mój geniusz, sprawia, że łatwiej mi się z nim połączyć i z niego korzystać.

Dzięki temu wiem, jak mogłabym taką operację firmową przeprowadzić. (I czego potrzebuję, by mieć na to otwartość).

W obu przypadkach jednym z kluczy do wysokiej lub niskiej wiary w siebie jest obycie lub doświadczenie – w przypadku coachingu robię to od 10 lat. I pamiętam, jak byłam nieśmiała i niepewna siebie na początku: czy ja się w ogóle mogę nazywać coachem!? czy za takie rzeczy można brać pieniądze!?.
Pamiętam też jak mnie zatrzymywały różne niepowodzenia: sesje, w których poszło nie tak jak myślałam, żę pódzie, klientki, które znikały bez słowa w trakcie procesu, sesje wprowadzające, które nie konwertowały. Ile razy sobie mówiłam, że za kogo ja się mam i po co mi to.

I mimo to wyszło!

Po pierwsze dlatego, że strefa geniuszu, po drugie, że wspierające otoczenie, że czułam gdzieś podskórnie, że tego chcę. I że nie odpuszczałam (na dłużej :-)).

Ze sprzedażą do firm – odpuściłam, bo mi się nie chciało. NIe chciało mi się szarpać ze sobą, kopać z czymś, co jest silniejsze ode mnie. Nie chciało mi się szukać mojej geniuszy. (Bo w sumie w nią jeszcze nie wierzyłam). A ona też się jakoś nie narzucała. Za to pamiętałam (żeby nie rzecz – rozpamiętywałam) rozczarowanie i niedopasowanie z tej czy tamtej rozmowy sprzedażowej. I obietnicę, że sobie tego więcej nie zrobię, że to nie dla mnie i w ogóle.

Nie wyszło.

Wtedy.

Co nie znaczy, że tak już będzie do końca.

Póki co, mam na ten temat luz.

Bo kurczę, niedawno uświadomiłam sobie, że jak się na coś zdecyduję i jak pamiętam, że coś jest dla mnie ważne, to wcześniej czy później to zrobię. W dodatku uśmiechem i palcem w uchu. Po swojemu.

Po tych moich wynurzeniach (czuję, że się mocno obnażyłam :-/), wrócę do mojego pytania, które mnie zainspirowało do napisania tego postu.

Co jest Twoją strefą geniuszu? Gdzie wierzysz w siebie, a gdzie potrzebujesz wzmocnienia?

Będę zachwycona, jeśli mi napiszesz w komentarzu. Albo w wiadomości przez FB.

Zastanawiałaś się kiedyś, jak by wyglądał świat, gdyby wszyscy znali, lubili i korzystali ze swojego geniuszu?

Chciałabym go kiedyś doświadczyć.

A tymczasem ukłony dla Twojego geniuszu przesyłam

Iza