Rozmawiałam niedawno z moją bliską koleżanką, malarką, która czasami także aranżuje ludziom wnętrza. Uderzyło ją, że w bardzo wielu domach, w których urządzenie włożonych zostało bardzo dużo środków i energii, są puste ściany. Czasem jakieś wypasione oświetlenie, czasem duży ekran. Zdarza się jakiś plakat – reprodukcja. Oryginalne obrazy – baaardzo rzadko. Gdy rozmawia o tym ze swoimi klientami, bardzo często słyszy pytanie – Obrazy? Po co?
No właśnie, po co? Zaintrygował mnie ten wątek i od kilku dni pytam znajomych, po co by im były obrazy na ścianach. I skoro nie chcą mieć ich w domu, to po co chodzą je oglądać do muzeum? Obrazy wielu osobom kojarzą się z luksusem i pięknem. A piękno wydaje się im nie być pierwszoplanową potrzebą.
W teorii potrzeb A. Maslowa potrzeba piękna jest potrzebą wyższego rzędu, realizowaną wtedy, gdy zaspokojone są inne, bardziej podstawowe potrzeby. No tak, ale co zrobić wtedy z takimi „przypadkami” jak Olga Boznańska albo Vincent van Gogh, którzy woleli przymierać głodem, ale malować swoje obrazy tak, jak im się podobało?
Rosenberg, twórca Porozumienia bez Przemocy twierdzi, że nie ma potrzeb „wyższych” i „niższych”, wszystkie są sobie równe, tylko niektóre w danym momencie są mniej, a inne bardziej żywe.
Czym jest piękno? Bardzo spodobała mi się definicja filozof M. Gołaszewskiej, według której piękno oznacza wartość, która zawiera w sobie harmonijność, równowagę. Jest bogactwem, lecz nie przeładowaniem, prostotą, lecz nie ubóstwem ani monotonią. Budzi zachwyt i ubogaca człowieka.
Gdzie szukasz swojej dawki piękna na co dzień? Co czyni Cię bardziej piękną duchowo? Napisz nam w komentarzu :-).
A jeśli najpierw potrzebujesz być bogatą, zapraszamy na seminarium: