Wiele z nas, kobiet dążących do zmiany relacji z pieniędzmi żywo reaguje na hasło 'OSZCZĘDZANIE’
'Ojej, oszczędzanie – to dramat!’, 'nie cierpię oszczędzać’, 'no, wydawać potrafię z lekkością, oszczędzanie mi nie po drodze!’, 'wiem, że muszę, ale zupełnie nie mogę się za to zabrać’, 'tylko mi nie mów, że muszę oszczędzać. Budżet mam już tak napięty, że nie mam z czego”, 'chciałabym, marzę o tym, a nie daję rady’
To oszczędzanie to taki okropny temat! 🙂
Okropny i fascynujący zarazem.
Nie oszczędzamy, bo dość mamy trudności, ograniczeń i zmęczenia, żeby dodawać ich sobie więcej (a oszczędzanie postrzegamy jako ograniczanie się).
Albo wprost przeciwnie: oszczędzamy jak szalone. Wyłącznie oszczędzamy, ważąc każdą złotówkę i odmawiając sobie. Bo wiemy, że tak trzeba. Tylko czasem wahadełko się odbije w drugą stronę i popuszczamy w wydawaniu, bo to (przynajmniej na początku) bardziej nasze niż oszczędzanie.
Masz podobnie?
Pamiętam, jak w podstawówce oszczędzaliśmy klasą na SKO. Co tydzień przynosiliśmy pieniądze do wychowawczyni, ona zapisywała nam na książeczkach. Potem było porównywanie tych wpisów pod kątem kto ma więcej. I jeszcze ranking, która klasa ile zebrała. Fajnie było się ścigać i sprawdzać, kto jest lepszy, kto ma więcej… A przy okazji odłożyłam 280 złotych!
Założenie było takie, żeby, przy okazji rywalizacji budować zdrowe nawyki finansowe i oswajać się z tym, że oszczędzanie jest fajne.
I rzeczywiście było fajnie – do dziś pamiętam, ile radości było z tego porównywania, kto jest lepszy. I jaką miałam motywację, by nie kupować lodów, tylko wpłacić kilka złotych więcej na książeczkę! W ogóle ograniczeniem nie było to, że tych lodów nie kupuję, mimo, że je uwielbiałam…
Tylko dlaczego nie utrwaliło mi się, że oszczędzanie jest fajne?
Bo już jako dorosła strasznie tego nie lubiłam. Nie widziałam w nim sensu innego niż odmawianie sobie i ograniczanie się. Mimo, że racjonalnie przyjmowałam, że ważne, że potrzebne, że trzeba.
Do momentu, kiedy przeglądając swoje relacje z pieniędzmi pokojarzyłam różne fakty.
- Kompletnie nie pamiętam, co stało się z odłożonymi na SKO pieniędzmi. Wiem, że zebrałam 280 złotych i na tym koniec. Czy je w ogóle dostałam z powrotem? czy je wydałam na coś ważnego? czy się rozeszły? Brak danych. Czarna dziura.
- Wokół mnie byli ludzie, którzy dużo wydawali i na wiele mogli sobie pozwolić. Oraz tacy, którzy żyli oszczędnie i skąpili na wszystko. Czego chciałam dla siebie? Kto mnie inspirował? No, raczej ci pierwsi. Chciałam i ja móc sobie pozwalać na dużo, bo niby dlaczego mam się ograniczać?
- Słyszałam wiele historii o tym, jak przyszłość jest nieprzewidywalna i jak wiele osób w związku z tym traciło oszczędności życia, bo wojna, pożar, reforma, wymiana pieniędzy.
Jaki obraz mi z tego powstał?
Raczej oszczędzanie nie było wysoko w rankingu atrakcyjności. A że wszyscy mówią, że oszczędzać trzeba? Że w przyszłości będę żałować? Przecież nie wiadomo, co będzie w przyszłości! Skoro może mi być dobrze albo teraz albo w przyszłości, której nie znam, to wolę teraz.
I tak się działo, oszczędzanie nie było ważne. Czasem jak coś zostało z puli, to odkładałam. Jeśli nie pojawiło się coś ważniejszego (zwykle się pojawiało).
Aż do momentu, kiedy zaczęłam sprawdzać, czy na pewno wybór jest 'albo – albo’ i czy przypadkiem nie można mieć ciastka i go zjeść.
Wtedy skojarzyłam też, że oszczędzanie to komfort, władza. I wolność.
I że mogę decydować, czy chcę mieć tego komfortu, wolności czy władzy więcej teraz, czy jutro. Że mogę decydować, czy chcę wydać dziś, ale mniej, czy za chwilę, za to więcej? Decyzje są różne: czasem zdecydowanie wolę wydać już teraz. A czasem jednak ilosć komfortu i władzy jest wystarczająca i mogę je trochę odłożyć (w czasie i w portfelu).
Aby mieć ciastko i zjeść ciastko staram się pamiętać o komforcie i władzy dziś. I nie zapominać o nich na jutro. Dlatego też:
- Odkładam, zanim zacznę wydawać. Trawestując Scarlett o’Hara myślę sobie: 'O tych pieniądzach pomyślę jutro’. Zdecydowanie lepiej to brzmi, niż 'te pieniądze MUSZĘ odłożyć’, czyż nie?
- Wiem, na co oszczędzam i ten cel jest dla mnie ważny. I namacalny. Nie tak po prostu, bo trzeba, albo na przyszłość, bo to naruszałoby ważną dla mnie potrzebę wolności i zaufania, że się wydarzy, bo ja konkretna jestem. Decyduję, na co odkładam te pieniędze. Bardzo konkretnie i szczegółowo. Na rzeczy, które są dla mnie ważne albo nie mieszczą się w zwykłym budżecie: buty droższe niż rozum akceptuje, dom w Bretanii na starość itp.. Dzięki temu przyjemnie i chętnie rezygnuję z części wydatków dziś, bo wiem, że to tylko przesunięcie w czasie w strone czegoś większego w dodatku.
- Dużo rzeczy automatyzuję – pieniądze same się przelewają i gromadzą tam, gdzie chcę, a ja nie muszę się nimi zajmować (i unikam pokus wydawania dziś). Dopieszczam w ten sposób swoją Strusią część, która nie przepada za zajmowaniem się pieniędzmi. (Więcej o Strusiach, Chomikach i Mikołajach dowiesz się z quizu – klik)
- Jeśli kupuję coś tańszego, rejestruję różnicę i na bieżąco decyduję, czy chcę ją zagospodarować dziś czy 'jutro’. Żeby nie było, że oszczędzam, oszczędzam i nic z tego nie mam. Zwiększa mi to spokój na temat tego, co się wydarzy w przyszłości.
I te wszystkie fane rzeczy, które na mnie czekają 'jutro’ zbliżają się – mniejszymi czy większymi kroczkami. A niektóre okazuje się, są już dziś, bo, co najważniejsze:
5. Pozwalam sobie wydać na to, na co oszczędziłam. Nawet jeśli 'rozsądna’ część mnie mówi, że to strasznie drogie. Bo po prostu realizuję umowę z samą sobą.
I to jest najprzyjemniejsze w całym oszczędzaniu.
A jak Ty się masz z oszczędzaniem? Napisz na w komentarzu – dla inspiracji swojej i naszej, jako pierwszy krok do zmiany – Twojej czy naszej.
Serdeczności i do jutra 🙂
Jeśli chcesz sprawdzić swoje przekonania dotyczące pieniędzy, kliknij, by pobrać bezpłatny ebook „Przekonania i pieniądze”