Zaznacz stronę

Być może Tobie, podobnie jak mnie kiedyś, oszczędzanie kojarzy się z koniecznością, z brakiem. I wcale mnie to nie dziwi!

Kiedy myślę o historii mojej rodziny, naprawdę potrafię poczuć, co to mogło znaczyć żyć w miejscu, w którym brakuje zasobów. Nie tylko, aby spełnić jakieś swoje marzenie, ale przede wszystkim, aby przetrwać. Podobne doświadczenia są częścią historii bardzo wielu ludzi w Polsce, bo nasza narodowa historia nas nie oszczędzała… Myślę, że wielu z nas ciągle jeszcze, często nieświadomie, nosi w sobie różne traumy związane z utratą bezpieczeństwa, domu, wsparcia, zasobów. A wtedy finanse mogą stanowić trudny temat i to trudny w naszych domach od pokoleń. Dlatego na przykład oszczędzanie może łatwo kojarzyć się z koniecznością, z czymś, na co jesteśmy skazani, na co nie mamy zgody, co jest niesprawiedliwe. Albo z czymś, co jest kompletnie bez sensu, bo i tak źle się skończy. I wtedy często z działania wychodzi klapa.

Wiem też jednak – z osobistego doświadczenia oraz z pracy z Klientkami – że może być inaczej, nawet jeśli bagaż przekonań i uczuć, który wynieśliśmy z domu na temat pieniędzy, jest ciężki jak wór z kamieniami.

Dzięki spotkaniu z Izą i naszej podróży ku znalezieniu własnej bezpiecznej drogi do pieniędzy, doświadczyłam, że

nawet w tak skomplikowanym temacie jak pieniądze można dojść tam, gdzie się chce i potrzebuje. I z czasem ta droga robi się lekka…

W Polsce to my jesteśmy pierwszym albo drugim pokoleniem, które może swobodnie mieć i dysponować dobrami. I wcale mnie nie dziwi, że nie chce nam się oszczędzać. Bo nareszcie mamy, bo nareszcie możemy to pokazać, bo nasz samochód czy dom, torebka czy buty to często namacalny dowód na to, że nam się udało. Bo nasza historia nie obfitowała w zbyt wiele momentów docenienia, szacunku, bezpieczeństwa.

I to jest naprawdę fajne, że Cię stać! Że możesz sobie tę rzecz kupić od ręki, albo wziąć na kredyt i też ją mieć. Ale wiesz co? My chciałybyśmy zabrać Cię w podróż o jeszcze jeden krok dalej  – do świata, w którym masz tyle pieniędzy, ile potrzebujesz (a nawet więcej) i jednocześnie nie musisz już nikomu niczego udowadniać, nie musisz harować jak wół, żeby te kredyty spłacić. Do świata, w którym wiesz, po co Ci pieniądze, a Twoje wybory nie są podyktowane tym, żeby ktoś coś zobaczył, ale Twoimi marzeniami i wartościami.

Dla mnie osobiście podróż w te stronę była podróżą do ogromnej wolności, a kamieniami milowymi po drodze było podejmowanie decyzji, które na polu finansowym bardzo mi ułatwiły swobodne życie. Była to na przykład decyzja o kupnie mieszkania, a nie domu – chociaż wiem, że prestiżowo jest mieć dom. Jeżeli ktoś o tym marzy dla siebie, cudownie. Niech ma, niech się w nim realizuje. Dla mnie decyzja o posiadaniu domu byłaby tylko i wyłącznie decyzją taką bardziej na pokaz, że mogę powiedzieć, że mam dom i ogród…

Bo odkryłam, że wolę mieszkać właśnie w mieszkaniu, by móc je zamknąć, wyjechać na kilka tygodni i niczym się nie przejmować. I nie zajmować się odśnieżaniem chodnika albo szukaniem osoby, która to za mnie zrobi. Uwielbiam ten spokój. Dzięki odkryciu tego, co naprawdę na ten moment lubię (zakładam też, że to się może zmienić), mam więcej luzu i  wydałam mniej.

Oszczędzanie w naszym świecie Jestem Bogata to nie odmawianie sobie czegoś z poczuciem, że mnie nie stać (bo takie podejście skupia Twoją uwagę na braku), ale wybór, mówienie „tak” czemuś innemu, co sprawia Ci więcej przyjemności lub ma dla Ciebie więcej sensu. Tylko najpierw potrzebujesz dla siebie odkryć, co to jest!

Nawet Naomi Klein, która jest znana ze swoich lewicowych poglądów i otwiera nam  oczy na to jak działają wielkie marki i korporacje, a także jak działa konsumpcyjny świat, zapytana o to, czego żałowałaby w kapitalizmie, odpowiedziała, że butów. Więc jeżeli masz świadomość, że coś ci sprawia naprawdę ogromną przyjemność, że spełnia to jakąś Twoją potrzebę  – na przykład piękna, jeżeli wiesz czemu to kupujesz, to nie o to chodzi, żeby sobie tego odmawiać. Chodzi o to, żeby wydawać świadomie.

Świat na zewnątrz raczej tych odkryć nie ułatwia. Przekaz społeczny, zwłaszcza medialny, pokazuje nam prostą drogę do szczęścia – poprzez kolejne rzeczy i zakupy. Ja bym jednak wolała, żeby pogląd, że odniosłaś sukces, bo możesz kupić to, co wciskają Ci spece od marketingu, był tylko jedną z możliwych opcji. Byśmy miały też inną – że odniosłaś sukces, bo możesz żyć jak chcesz.

Rozmawiałam ostatnio z panią, która ma czwórkę dzieci i nie pracuje – tak właśnie powiedziała, że nie pracuje. A ja mówię: „Przecież pracujesz. Czwórka dzieci to jest naprawdę niezły etat!”. Kwestia pozostaje do rozwiązania taka, jak to w domu poukładać, żeby Pani za tę swoją pracę miała także bezpieczeństwo i pieniądze, na wypadek, gdyby jednak brakło drugiej osoby, która wzięła na siebie fizyczne przynoszenie pieniędzy do domu. I właśnie na tym skupiamy się w naszej wspólnej pracy – jak pogodzić to, że ona pracuje tak, jej w sercu gra, z tym, żeby zadbać o jej potrzeby, np. bezpieczeństwa  i wolności – emeryturę, pieniądze na własne wydatki itp. Jak rozmawiać o tym z mężem, tak zwanym jedynym żywicielem rodziny, nie popadając w zależność i doceniając wkład wnoszony przez siebie? Jak znaleźć rozwiązania, które pasują i są bezpieczne dla wszystkich w rodzinie?

Jak więc przestawić się w myśleniu, żeby oszczędzanie nie wynikało z trybu braku, tylko łączyło się z tym, co dla Ciebie ważniejsze?

Pobierz bezpłatną kartę rozwoju 'OSZCZĘDZAM BEZ STRESU’ i sprawdź, skąd bierze się u Ciebie napięcie w kwestiach wydawania i oszczędzania. (I nie, nie chodzi o to, że masz za mało pieniędzy)

Mnie bardzo pomaga to, że nie oszczędzam dla samego oszczędzania, bo to akurat wydaje mi się kompletnie pozbawione sensu.

Za to wybieram oszczędzanie na konkretne, ważne dla mnie cele, które mogą być długofalowe – na przykład mogę chcieć zadbać o moją emeryturę w cichym domku w górach lub chcę zadbać o moją wolność finansową i mieć mieszkanie na wynajem po to, aby móc pracować na moich zasadach, ciągle mając stały przychód, niekoniecznie z mojej codziennej pracy. Wtedy to oszczędzanie to jest dla mnie taka inwestycją na poczet czegoś, co mnie kręci.

Mogę też oszczędzać pieniądze na jakiś krótkofalowy cel – i to też jest naprawdę fajne, kiedy udaje się założoną kwotę oszczędzić (i wydać:-)).

Co mi pomaga oszczędzać w oparciu o cele?

Po pierwsze – jasność co do nich. To wcale nie jest taka oczywista sprawa. Oddzielanie tego, co jest dla Ciebie ważne, a co wmawia Ci świat, że jest ważne, jest czasem trudne jak oddzielanie ziaren maku od popiołu przez Kopciuszka.

Po drugie pomaga mi plan.

Jak oddzielać ziarna od plew i jak przygotować własny plan, piszemy więcej w naszym e-poradniku „Jak się dogadać z własnym budżetem?”.

Po trzecie, stawiam na codzienne działanie, które mnie nie spina za bardzo, ale daje konkretny efekt – jak na przykład Ćwiczenie Wstrzemięźliwości. Każdego dnia, kiedy ją ćwiczę, powstrzymuję się przed zakupem czegoś, co mi się w danym momencie bardzo podoba, ale nie wiem, czy na długo.

Żeby to sprawdzić, robię zdjęcie takiej rzeczy i… jeżeli następnego dnia pamiętam o tym zdjęciu i jeszcze raz mam ochotę tę rzecz kupić, no to ok. W więcej niż w połowie przypadków jest jednak tak, że ta rzecz mi się przypomina dopiero wtedy, gdy na nią trafiam, czyszcząc zatkaną pamięć w aparacie…

Mam też taki folder, w którym zapisuję listę rzeczy, które mi się kończą, które bym chciała mieć i daję sobie czas na znalezienie najbardziej optymalnej wersji. Widzę, że moja torebka zaczyna się niszczyć? Notuję na liście i otwieram się na poszukiwania. Trochę marudzę, trochę grymaszę, nie mam presji, bo ta stara ciągle jeszcze się nadaje, przyglądam się rzeczom, którym noszę i do których ta nowa torebka ma pasować, podpatruję torebki koleżanek, badam, co mi się teraz podoba i na koniec – mam! Takie oszczędzanie z miejsca sprawia mi przyjemność, daje poczucie sprawczości i poczucie wpływu na sytuację.

No dobra, powiecie, ale czasem jest tak, że mam brak. Zgadza się! Tak czasem bywa. Wtedy to oszczędzanie jest bardziej koniecznością, ale też zastanawiam się, czy nie mogłabyś na nie spojrzeć, jak na taką inwestycję w kierunku wychodzenia z braku ku większej obfitości?

Nawet jeżeli w danym momencie nie jesteś w stanie zaoszczędzić, czy zarobić więcej pieniędzy, to może jesteś w stanie chociaż jakoś bardziej o siebie zadbać, poczuć, że jesteś dla siebie ważna, zatroszczyć się o siebie, odpocząć, nie robić wszystkiego dla innych, a dla odmiany raz wybrać siebie jako pierwszą? To również przygotowuje nas do działania w przyszłości z miejsca większego wyboru, bo gdy nauczysz się traktować siebie trochę bardziej na pierwszym miejscu, to może okazać się, że pootwierają się w Twojej głowie różne klapki, a wraz z nimi być może pojawią się w Twojej głowie różne nowe możliwości?

Pamiętam piękną pracę z Panią, która wygrała pracę z nami jako nagrodę na Festiwalu PROGRESSteron. Z różnych życiowych względów jej sytuacja finansowa była naprawdę trudna. Nie dość, że budżet był ograniczony, spłacała jeszcze długi byłego męża. Presja, pod którą żyła, była straszna. Nieustający wysiłek, kierat i poczucie beznadziei. A kiedy szukałyśmy odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak bardzo potrzebuje tych pieniędzy, na pierwsze miejsce wysuwały się takie potrzeby jak spokój i odpoczynek. Na tamten moment nie było możliwości zbyt wiele podziałać w temacie zarządzania budżetem, bo rozplanowany był do ostatniej złotówki (tak dopracowanego arkusza Excel jak miała ta Pani, nie widziałam ani wcześniej, ani później…). Postanowiłyśmy więc się skupić na żywych potrzebach – spokoju i odpoczynku. Zrobiłyśmy listę bezpłatnych przyjemności, które ją relaksowały i pozwalały na spokojny oddech. Pani zaczęła też dbać o chwilę na odpoczynek, kiedy czuła, że jest u kresu sił. Po pół roku napisała do mnie, że ma nową, lepiej płatną pracę i perspektywa długu nie odbiera jej radości życia.

Po czwarte, jestem gotowa testować nowe opcje – dlatego o oszczędzaniu lubię też rozmawiać z moim mężem, który jest dla mnie ogromną inspiracją, jeżeli chodzi o finanse. Mój mąż mówi, że najlepiej oszczędzać, zwiększając przychody – tym tematem również zajęłyśmy się głębiej w naszym e-poradniku i rzeczywiście, jest w tym pomyśle potencjał, jeśli tylko masz siłę, drive i chęć na dociśnięcie bardziej!

Po piąte – uwielbiam podpowiedź Michała Szafrańskiego, ninja oszczędzania, który mówi, że jeżeli nie nauczysz się oszczędzać, gdy mało zarabiasz, tym trudniej będzie się za to zabrać, kiedy będziesz zarabiała dużo. Coś w tym jest! Pamiętam moje zdziwienie z czasów w pracy w korporacji, gdy w połowie miesiąca widziałam długą kolejkę do działu kadr. Zaintrygowana sprawdziłam, o co chodzi. W kolejce stały osoby z wnioskiem, który nazywał się „Zaliczka na poczet wynagrodzenia”… Czyli w połowie miesiąca zaczynało się wydawać pieniądze z kolejnego. A zarobki w tej korporacji były naprawdę dobre! (Moja ówczesna pensja była trzykrotnie wyższa niż pieniądze mojej mamy, nauczycielki z trzydziestoletnim stażem).

Ja bardzo wierzę, że nawet gdy nie mamy zbyt wiele, fajnie jest nauczyć się odkładania pieniędzy i wyrobienia sobie takiego nawyku niezależnie od tego. I można to potraktować jako takie osobiste wyzwanie:-)

Jeśli chcesz mniej się stresować oszczędzając czy wydając, sięgnij po bezpłatną kartę rozwoju i OSZCZĘDZAJ BEZ STRESU.